Madonna – Ghosttown (2015)

ghosttown-hq
Madonna | Ghosttown | 13 III 2015 | ★★★★

Dokładnie rok temu wyciekły wersje demo 13 utworów, które miały znaleźć się na nowym albumie Madonny. W związku z tymi wyciekami, które jak już wiadomo, zrujnowały koncepcję promocji i finalnie sprzedaż nowej płyty piosenkarki, gwiazda zdecydowała się w grudniu zeszłego roku opublikować za pośrednictwem serwisu iTunes pierwsze 6 utworów zwiastujących jej nowe wydawnictwo Rebel Heart. Ghosttown na dobrą sprawę był jedynym utworem, który nie przedostał się przed premierą do internetu. Był to utwór, który wśród sześciu oficjalnie opublikowanych przez Madonnę, zaskoczył mnie najbardziej, znacznie wybijając się ponad przeciętność Unapologetic Bitch czy Illuminati i bezbarwność singlowego Living for Love. Takiej Madonny nie słyszałem od wielu, wielu lat. Całkiem niedawno czytelnicy magazynu Rolling Stone uznali Ghosttown za najlepszą piosenkę mijającego roku a sam magazyn w swoim zestawieniu 50. najlepszych utworów 2015 roku umieścił kompozycję na 16. miejscu. Czy zasłużenie? Czy Ghosttown to nowy kierunek dla Madonny na najbliższe lata?

Ghosttown to długo oczekiwane wyjście z dyskoteki i ponowne obranie kierunku, na którym Madonna zbudowała większość swojej dyskografii w latach 90. Mam czasem wrażenie, że sukces Confessions on a Dance Floor uderzył trochę Madonnie do głowy. Piosenkarka konsekwentnie od momentu wydania tej płyty w swoich nowych odsłonach marginalizowała swoje subtelniejsze wydanie na rzecz co raz to dziwniejszych i tak naprawdę coraz mniej oryginalnych, taneczno-elektronicznych eksperymentów. Kiedyś to musiało się znudzić. Ghosttown pokazuje, że Madonna w jakimś stopniu zrozumiała, że w ostatnich latach kreując się głównie na imprezową dziewczynę, przestała być autentyczna dla masowej publiczności.

Na Rebel Heart gwiazda nadal miota się między swoimi wcieleniami. Bitch I’m Madonna obok Ghosttown jest tego idealnym przykładem. Czy to dlatego gro osób, stacji radiowych i telewizyjnych nie uwierzyło w nową Madonnę? Być może jest to jeden z czynników. Wykonanie Ghosttown na Rebel Heart Tour nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości – to jest Madonna z jaką powinniśmy mieć do czynienia przez najbliższe lata. Zaprogramowana, zimna ździra z MDNA Tour ściąga maskę i wreszcie jest sobą.

Zadziorności i wyrazu całej kompozycji dodaje syntezator perkusyjny, syntezatorowo wytworzony bas oraz wokal Madonny liźnięty w pewnych momentach vocoderem. Wokal piosenkarki wydobywa się gdzieś z złowrogo pobrzmiewających organowych akordów i od razu wybija się na pierwszy plan. Utwór eksponuje umiejętności wokalne Madonny jak mało który nagrany przez nią w ostatnich latach. Wokal jest tutaj niczym ogień, który rozświetla mrok, gdy gasną światła i kontrastuje z niepokojącymi, leniwymi dźwiękami organów. W warstwie lirycznej Madonna szuka wsparcia w drugim człowieku, z którym będzie przemierzała tytułowe, zniszczone przez apokalipsę „Miasto Duchów”. Artystka daje do zrozumienia, że siła powinna tkwić w jedności, której wcześniej nie było wskutek podziałów, które doprowadziły do zagłady całego świata. Nadzieję na lepszą przyszłość trzeba upatrywać w miłości, która prowadzi do pojednania. Dzięki temu wszystkiemu kompozycja bardzo mocno przemawia do podświadomości słuchacza. Śpiew gwiazdy począwszy od drugiego refrenu wspiera pojawiający się w jej tle Jason Evigan, dzięki czemu całość staje się jeszcze bardziej chwytliwa.

Teledysk wyreżyserowany przez Jonasa Åkerlunda, który stworzył z Madonną ikoniczne Ray of Light, Music czy pierwszą, wycofaną wersję American Life, stanowi bardzo udaną wizualizację całego utworu. Wizualnie Ghosttown przyćmiewa większość teledysków, które Madonna nakręciła po erze American Life, którą osobiście uważam za ostatnią, naprawdę solidną erę wideoklipów w jej karierze. Później już były tylko teledyskowe „momenty”, za to pojawiły się rozbuchane do granic możliwości występy estradowe. Coś kosztem czegoś. Ghosttown, to mrugnięcie okiem w kierunku czasów kiedy Madonna nie miała w sobie równych, jeżeli chodzi o kręcenie teledysków. Natomiast występ na żywo na Rebel Heart Tour, to moim zdaniem spojrzenie w przyszłość i otwarcie kolejnego rozdziału w estradowej karierze artystki, która przy akompaniamencie gitary niemal hipnotyzuje znajdującą się wokół niej publiczność.

W przededniu wygaśnięcia kontraktu z Live Nation sekcja akustyczna Rebel Heart Tour może dawać nam nieco do myślenia jak Madonna wyobraża sobie swoją dalszą karierę. Czekam na moment, w którym ktoś namówi ją na album „bez prądu”. Tylko, że wtedy każdy miałby magiczną, subtelną i spontaniczną Madonnę na wyciągnięcie ręki. Teraz trzeba udać się na koncert, żeby móc mieć z taką do czynienia. Wygasający kontrakt z koncertowym molochem rodzi pewne nadzieje, ale również obawy. Ghosttown moim zdaniem powinno promować Rebel Heart jako pierwszy singiel, choćby z tego względu, że był to utwór, który nie wyciekł do internetu zanim oficjalnie został zaprezentowany. Czasem lepiej jak człowiek nie wie jak coś miało brzmieć i wie tylko, jak coś brzmi finalnie. Ja po dziś dzień mam przez to problem z odbiorem wielu utworów z Rebel Heart. Ghosttown jest jedną z tych kompozycji, co do których od początku nie miałem wątpliwości. Mam nadzieję, że zmaganie się ze swoimi wcieleniami, które ma miejsce na Rebel Heart na następnym albumie przerodzi się definitywnie w zupełnie nowy kierunek, w którym muzycznie podąży Madonna i nie będzie to kolejna wyprawa do dyskoteki.

Jedna uwaga do wpisu “Madonna – Ghosttown (2015)

Leave a Reply